Żłobek „Świat Montessori” w Kielcach to miejsce, które narodziło się z potrzeby, pasji i przekonania o tym, że najważniejszymi wartościami w pracy z maluchami są nauka samodzielności i empatia. Placówka rozpoczęła swoją działalność w kwietniu 2024 roku i już od pierwszych dni realizuje nowatorskie podejście, zainspirowane w dużej mierze brytyjskim systemem edukacji oraz metodą Montessori. Urszula Kaźmierska, właścicielka żłobka, opowiedziała nam, jak po ponad 16 latach mieszkania w Londynie zdecydowała się otworzyć placówkę w Polsce, w jaki sposób realizuje w niej dwujęzyczność i dlaczego postanowiła zmienić tańszą aplikację do zarządzania na LiveKid.
Spis treści:
- Angielskie standardy
- Świat Montessori
- Z grubej rury
- Cena wiąże się z jakością
- Niebo a ziemia
- Zadowoleni rodzice
- Lider na rynku
- Dystans i otwartość
Angielskie standardy
Ponad 16 lat mieszkania w Londynie całkowicie zmieniło moje postrzeganie edukacji najmłodszych. To tam, pracując z dziećmi i obserwując lokalne placówki, zrozumiałam, że można inaczej podchodzić do wychowania i nauczania. W Anglii nauczyciele traktują dzieci zupełnie inaczej niż w Polsce. Są rzeczowi, konkretni, ale zawsze z ogromnym szacunkiem. Nie ma tam nadmiernego roztkliwiania czy niepotrzebnego przejmowania się każdym drobiazgiem.
Gdy moje dzieci chodziły do placówek w Anglii, nikt nie przejmował się tym, że wracają całe umazane w farbie czy glinie. Wręcz przeciwnie – uważano, że to znak, że dziecko się uczy, eksperymentuje i poznaje świat. Postanowiłam przenieść te doświadczenia do Polski. Dlatego stworzyłam placówkę wzorowaną na angielskich standardach, ale jednocześnie zakorzenioną w metodzie Montessori, która na wyspach jest bardzo szeroko wykorzystywana w ogólnym systemie edukacji.
Świat Montessori
Gdy wróciłam do Polski, chciałam posłać moje najmłodsze dziecko do montessoriańskiego żłobka. A ponieważ nie dostaliśmy się ze względu na brak miejsc, pomyślałam, że sama stworzę taką placówkę! Droga do otwarcia żłobka była wyboista – przede wszystkim ze względu na polską biurokrację i kwestie prawne, które po tylu latach w Anglii, były dla mnie nieco szokujące! Zanim udało mi się zrealizować marzenie, córka poszła już do szkoły.
Ostatecznie otworzyłam dokładnie taki żłobek, jak chciałam, w którym łączymy indywidualne podejście, szacunek do małego człowieka, dwujęzyczność i otwartość na różnorodność. Podchodzimy bardzo liberalnie do kwestii kulturowych i religijnych. U nas nie ma problemów związanych z dietą czy wyznaniem – te sprawy pozostawiamy rodzicom. My koncentrujemy się na tym, co najważniejsze: emocjonalnym i intelektualnym rozwoju dzieci.
Stawiamy też na różnorodność zajęć dodatkowych. Mamy dogoterapię, rytmikę, śpiewanie po angielsku i codzienny, naturalny kontakt z językiem. Efekt jest taki, że dzieci same zaczynają „wrzucać” angielskie słowa do rozmowy. „Idziemy do ogrodu” błyskawicznie zamienia się w „Come on, let’s go!”. Jestem bardzo szczęśliwa i dumna z tego, że udało mi się stworzyć właśnie taką międzynarodową placówkę.
Z grubej rury
Z natury jestem otwarta i szczera. Żadna ze mnie dyplomatką, nie potrafię owijać w bawełnę. Jak coś mi nie pasuje, to „walę z grubej rury”. Ale to działa w dwie strony – kiedy coś fajnie działa to zawsze staram się to zauważyć, pochwalić. To nie jest bliskie naszej polskiej mentalności. Kiedy np. w restauracji wzywam kierownika sali wszyscy są przestraszeni, że zaraz będzie jakaś afera. Kiedy okazuje się, że chciałam tylko pogratulować świetnej obsługi, wszyscy są w szoku.
Z czystym sumieniem mogę więc też pochwalić moją kadrę. Udało mi się znaleźć zaangażowane osoby, które chcą się uczyć i rozwijać. A nie jest to łatwe – młode pokolenie nauczycieli ma zupełnie inne podejście do pracy niż to, które wyniosłam z doświadczeń brytyjskich.
Ciekawostką jest, że w Anglii czymś zupełnie normalnym jest praca wolontaryjna, która pozwala na zdobycie nowych umiejętności i doświadczenia, a tym samym podniesienia swojej pozycji na rynku pracy. Sama pracowałam w ten sposób przez pół roku zanim dostałam stałą posadę. I to otwarło mi szeroko drzwi do instytucji, z którymi współpracowałam. W Polsce natomiast wolontariat traktowany jest jak coś złego. Wielu osobom proponowałam taką formę zdobycia doświadczenia, ale jeszcze nikt się nie zgłosił.
Cena wiąże się z jakością
LiveKid nie był moim pierwszym wyborem, jeśli chodzi o aplikacje do zarządzania placówką. Przyznaję, że powodem była cena. Na początku wybrałam po prostu tańszy system, zakładając, że wszystkie aplikacje są podobne.
Szybko jednak stało się oczywiste, że niższa cena poprzedniej aplikacji wynikała z dużo gorszej jakości. Zaczęły narastać problemy techniczne – aplikacja ciągle się zawieszała, były problemy ze zgłaszaniem nieobecności, rodzice nie mogli sprawdzić podstawowych informacji, otworzyć plików itp. Zaczęłam odbierać smsy i telefony. Rodzice zaczęli tracić cierpliwość, a we mnie rosła frustracja. Nie po to przecież płacę za jakieś rozwiązanie, żebym musiała się z tym męczyć.
Byłam zmęczona brakiem profesjonalizmu tamtej aplikacji. Dlatego, mimo początkowych obaw cenowych, rozpoczęłam współpracę z LiveKid. Wiedziałam, że profesjonalne narzędzie realnie ułatwi moją pracę i pozwoli mi zaoszczędzić czas i nerwy.
Niebo a ziemia
Przede wszystkim dzięki LiveKid komunikacja z rodzicami stała się nieporównywalnie prostsza i bardziej przejrzysta. Mam wiele możliwości kontaktu – proste powiadomienia, ogłoszenia, ale też bezpośrednie wiadomości. Bardzo podoba mi się, że jako dyrektor mogę się np. włączyć w jakąś dyskusję między rodzicem a pracownikiem. To pozwala mi szybko rozwiązywać trudne sytuacje albo nawet ucinać je, zanim jeszcze się rozkręcą. Wszystko jest transparentne i dzięki temu jest mniej konfliktów.
Fenomenalnie działa system zgłaszania nieobecności przez rodziców. Jest jasne, że jest to obowiązek rodzica i to on będzie ponosił ewentualne konsekwencje niezgłoszenia nieobecności czy zrobienia tego poniewczasie. To zrzuca z moich barków konflikty z rodzicami, bo wcześniej zdarzały się nieporozumienia – z systemem dyskutować się nie da.
Na marginesie wspomnę, że w Londynie miałam do czynienia z aplikacją dla placówek jako rodzic, jednak w porównaniu do LiveKid miała ona bardzo małe możliwości. Mogłam w niej sprawdzić postępy dziecka czy zdjęcia, ale zgłosić nieobecności już nie. Anglicy w ogóle bardzo restrykcyjnie podchodzą do kwestii frekwencji w szkole (edukacja zaczyna się tam już w wieku 4 lat). Ich podejście jest tak bardzo restrykcyjne, że przedstawiciele placówki mają prawo przyjść do domu, by sprawdzić, czy dziecko rzeczywiście jest chore. Za nieuzasadnione nieobecności naliczane są kary finansowe.
Zadowoleni rodzice
Nasi rodzice są zachwyceni, że mogą na bieżąco śledzić wszystkie aktywności swojego dziecka. Widzą dokładnie, kiedy maluch zrobił kupkę, ile spał, czy zjadł dany posiłek. Dzięki temu mogą przewidzieć, czy maluch będzie zmęczony, głodny lub bardziej rozdrażniony i łatwiej zaplanować dalszą część dnia. To jest naprawdę bomba!
Słysząc feedback od rodziców widzimy, że LiveKid naprawdę świetnie się sprawdza. Dzięki aplikacji rodzice nie muszą już czekać na rozmowę z opiekunką – wszystkie niezbędne informacje mają natychmiast pod ręką. W aplikacji zamieszczamy też zdjęcia. To jest dla nas coś wspaniałego, bo pozwala pokazywać rodzicom na bieżąco, jak wygląda życie żłobka i ich dziecko. Oni czują się bezpiecznie, a my też mamy dzięki temu większy spokój w naszej pracy.
Lider na rynku
LiveKid to zdecydowany lider na rynku aplikacji dla żłobków i przedszkoli. Moja decyzja o wyborze tej aplikacji była jednak podyktowana nie tylko rangą firmy, ale przede wszystkim praktycznymi rozwiązaniami i jakością usług.
Ogromnym atutem LiveKid jest też naprawdę wysoki poziom obsługi klienta. Mam wspaniałą opiekunkę, Emilkę, która jest zawsze pomocna, miła i uśmiechnięta. Mamy świetny kontakt. W Anglii przyzwyczaiłam się do określonych standardów obsługi, które niestety na polskim rynku wcale nie są powszechne. Na tym tle LiveKid wypada rewelacyjnie!
Dystans i otwartość
Anglia nauczyła mnie dystansu, otwartości i nieprzywiązywania wagi do tego, co powiedzą inni. Teraz staram się te wartości zaszczepić w moim żłobku. Nie jestem już typową Polką, ale i nie do końca Brytyjką. Jestem Europejką, która chce tworzyć nowoczesną, otwartą przestrzeń dla najmłodszych i jestem z tego bardzo dumna.